sobota, 13 lipca 2013

Czterolistna konieczynka i trup w parku.....

 Miał być piknik. Z grą w piłkę i badmintona. Ale pogoda niepiknikowa. Pochmurno, wietrznie. Choć ciepło. Jednak trawa mokra i koca się nie rozłoży, a wiatr zwiewałby lotkię nie w tym co trzeba kierunku. Jednak się spotkaliśmy i poszliśmy na spacer. Do Parku Oruńskiego. Na plac zabaw.
 W pewnym momencie, gdy szliśmy po utrawionym placu, pochyliłam się i zaczęłam wypatrywać czterolistną koniczynkę. L. i A. zaśmiały się ze mnie: 'Co, szukasz czterolistnej koniczynki?', ja na to, że tak, w tym roku znalazłam już 8 sztuk. I, jakby na potwierdzenie moich słów, znalazłam 9tą.

(Tu A, ją trzyma)

Na to A., że wjechałam jej na ambicję i zaczęła szukać. Trzymając w ręku moją koniczynkę, ale nie na szczęście, a po to, abym mogła robić zdjęcia Szarańczy. 

T. grał w piłkę, a dziewczynki K. i A.J. niańczyły maluchy M. i J. L. kursowała to pomiędzy dziećmi a A. i mną. Robiłam dzieciom zdjęcia i usiłowałam złapać w kadr K., która nie lubi pozować do zdjęć.


Przy okazji znalazłyśmy maluśką żabkę. Gdy usiłowałam zrobić jej zdjęcie (uciekała jak dzika), zastanawiałam się czy to może nie jakiś młodociany księciunio. Ale pewnie, jakbym usiłowała go pocałować, niechcacy bym go połkneła. A jestem wegetarianką. :D


  W pewnym momencie T. znalazł w trawie martwą wiewiórkę. Zrobiłam jej zdjęcie. A gdy usiadłyśmy na ławce (A. zrobiła sobie chwilową przerwę w szukaniu konieczynki) przeglądałyśmy zdjęcia i dłużej zatrzymałyśmy się na zdjęciu wiewiórki, żeby wypatrzeć, czy w pobliży nie ma koniczynki. Potem gdy w domu przeglądałam zdjęcia, miałam wrażenie, że wypatrzyłam gdzieś koło wiewiórki czterolistną koniczynkę.

Posiedziałyśmy na ławce, dzieci bawiły się w mokrym piachu w piaskownicy, J. potaplał się po kolana w kałuży i stwierdziłyśmy, że idziemy dalej. Przeszłyśmy kilka metrów, A. znowu pochylona nad koniczyną. Zażartowałam sobie, że nie daje za wygraną, a ona odparła, że ambitna jest. Wpatrzyłam się i znalazłam koniczynkę. :) A. jeszcze bardziej skupiła się na poszukiwaniach i .....znalazła!



Wtedy L. przyłączyła się do poszukiwań. Znalazła!  

To i dzieci zaczęły szukać. A ja robiłam im zdjęcia.





Po chwili A.J. znalazła. I to dwie. :)


A. kolejna i L. kolejną.


K. było przykro, że nic jeszcze nie ma. Wypatrzyłam kolejną koniczynkę i pokazałam jej.
Zerwała, a po chwili znalazła kolejną.

W pewnym momencie L. znalazła pięciolistną koniczynkę! 

W rezultacie: A. znalazła 3, A.J. dwie, K. jedną, L. 2 czterolistne i jedną pięciolistną, ja 3 (K. oddała tę znalezioną przeze mnie), a T. niestety nic nie znalazł.
Moje dwie koniczynki, trzecia schowana w 20stozłotówce, żeby się nie zgniotła, bo więdła już w rękach A.

(moje dwie)

Gdy A.J. znalazła swoje pobiegła się bawić na drabinkach, a my dalej schylamy się nad koniczyną. W pewnym momencie coś nam bardzo zaśmierdziało, jakąś taką kupą. L. stwierdziła, że to z krzaków, A., że od strony strumyka. A ja, że pewnie wiatr inaczej powiał i stamtąd przywiał smrodek. Choć, gdy się wyprostowałam, to stwierdziłam, że kierunek wiatru raczej się nie zmienił. Za chwilę A.J. zawołała, że potrzebuje chusteczki, bo wymazała się kupą. :D Nikt nie miał chusteczek, tylko ja jakąś starą, sfatygowaną i dziurawą, ale jej dałam. Jednak kupa przesądziła o powrocie do domu, żeby A.J. mogła się przebrać i umyć.
Jak to mówiła czterolistna koniczynka i umazanie kupą przynosi szczęście (kupa przynosi kasę). :D
I choć znalazłam tylko czterolistnych koniczynek,
każde kolejne znalezisko sprawia mi radość. :)

3 komentarze:

  1. ja nigdy nie moge znalezc czterolistnej :) może mam za mało cierpliwosci albo nie mam u siebie takiego urodzaju jak wy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tu chodzi bardziej o cierpliwość. Wczoraj A. szukała przez 1,5 godziny zanim znalazła. :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń