środa, 27 kwietnia 2011

Jeździsz raz do roku - masz przygody z PKP.....

         Do mamy jeżdżę raz do roku. Najczęściej na wiosnę. Podróżuję pociągami. I w tym roku, postanowiłam pojechać do mamy PKP.
            Wyjazd 21 IV o 23:57. Bilet kupiłam koło południa. Na pociąg pośpieszny TLK, z przesiadką w Warszawie wschodniej. Jedna rzecz bardzo mnie martwiła – czy będę miała miejsce siedzące? Obojętnie w przedziale czy na korytarzu, ważne, żeby siedzieć. Pociąg na peron wjechał punktualnie. Wszystkie wagony to druga klasa, więc nie musiałam się zastanawiać, w którym miejscu na peronie mam stanąć, żeby dobrze wcelować w drugą klasę. Przede mną do pociągu wsiadała starsza pani. Miała pewne trudności, bo zaplątała się we własne dwie torby, aż facet stojący obok mnie wzdychał zniecierpliwiony. Pomyślałam czy by nie pchnąć delikatnie pani, ale w zasadzie to nie wypada popychać obcych ludzi. Gdy już ja wsiadałam S.A., który odprowadził mnie na dworzec, jak na gentlemana przystało, z moim plecakiem na plecach, pchnął mnie, gdy się wspinałam po schodkach. Następnie owa starsza pani zaklinowała się w drzwiach wahadłowych prowadzących na korytarz pociągu. A ja sobie tylko myślałam ‘Z drugiej strony ludzie zajmują mi miejsca!’, ale grzecznie milczałam i cierpliwie czekałam, aż pani ruszy z miejsca. Pierwszy przedział był służbowy, drugi zarezerwowany, z trzeciego wyjrzał pan z piwkiem w ręku, pani idąca przede mną zaglądała do kilku przemiałów, gdzie jej mówili, że zajęte. Nie byłam pewna czy dlatego, że rzeczywiście było zajęte, czy dlatego, że pani miała ‘specyficzny’ zapach? W każdym razie prawie pod koniec wagonu pani zrezygnowała i stwierdziła, że wszędzie zajęte. Chciałam ją wyminąć, więc usłużnie zrobiła omleta o ścianę, ale wiadomo omlet to nie naleśnik, więc musiałam zdjąć nie za lekki plecak. W tym momencie zauważyłam, że na korytarzu pojawiło się więcej ludzi. Gdy wymijałam panią, upatrzyłam sobie już siedzenie na korytarzu. Postanowiłam jednak zajrzeć do jeszcze jednego przedziału. Bingo! Były jeszcze 4 miejsca, w tym jedno pod oknem (nie mogłam w to uwierzyć!). Tyłem do jazdy, ale mi to akurat obojętne. Zanim władowałam plecak na półkę, wyjrzałam przez okno i zamieniłam kilka słów z S.A. Pociąg ruszył, zamknęłam okno i władowałam plecak na półkę z pomocą pani siedzącej naprzeciwko mnie. Ledwo się wygodnie rozsiadłam, a do przedziału zajrzała młoda dziewczyna i zapytała po angielsku czy są wolne miejsca. Nikt się nie odezwał. Gdy dziewczyna już się wycofywała, zreflektowałam się, że nikt tu może nie znać angielskiego i zawołałam ‘Yes, yes’. To ona pyta ‘Ile?’ (po angielsku). W zasadzie to nie byłam pewna (byłam już zmęczona i ciężko mi się myślało), ale też nie miałam zamiaru być zbyt wspaniałomyślna, bo za dużo ludzi w przedziale to duszno, więc powiedziałam, że dwa. Okazało się, że ona jest tylko z facetem, a nie zgrają znajomych. Mieli problem z bagażami, bo już na mój plecak ledwo znalazło się miejsce, ale jakiś się upchało. Włożyłam sobie słuchawki w uszy i usiłowałam się zdrzemnąć. Prawie mi się udało, bo nie pamiętam kilku piosenek, więc widać zasnęłam. Ale i tak się budziłam, obserwowałam współpasażerów, wyglądałam przez okno na niektórych stacjach. Zauważyłam np. że do Bydgoszczy wjechałam tyłem, a wyjechałam przodem, choć nie zmieniałam miejsca. W pewnym momencie poszłam do WC. Przy toalecie musiałam wyminąć pana, który na wpół leżał, na wpół siedział na torbie i spał. Sprawdziłam zamek drzwi czy się nie zacina i zamknęłam się w WC. Gdy chciałam rozpiąć spodnie pociąg zatrzymał się. Poczekałam chwilę, aż pociąg ruszył. Wracając do swojego przedziału wymijając pana już bardziej leżącego niż siedzącego, niechcący kopnęłam go w kolano, ale nie odwracając się uciekłam, mając nadzieję, że nie będzie mnie gonił. Koło piątej obudziłam się, zjadłam kanapkę i walczyłam ze snem, bo już nie było sensu zasypiać, bo o 6:28 miałam wysiadkę. Zrobiłam małym aparatem zdjęcie wschodzącego słońca i baterie się wyładowały. Pociąg zajechał od Warszawy Zachodniej i wyjechał z niej o 6:38. Zastanawiałam się czy zadzwonić do S.A. i powiedzieć, że jestem tym faktem zdenerwowana, bo kolejny pociąg, na który miałam się przesiąść odchodzi ze wschodniej o 6:40. Zdecydowałam się być egoistyczna i zadzwoniłam. Dobrze na tym S.A. wyszedł, bo okazało się, że zaspał do pracy. 

                       Wschód Słońca rozpoczynający ładny, ale zakręcony dzień. ;)

            W Warszawie wschodniej nijak nie mogłam znaleźć dworca, co mnie dziwiło, bo to nie była moja pierwsza przesiadka tutaj (okazało się, że jest jakiś remont). W końcu zapytałam o drogę do kas i informacji. Znalazłam kasy Kolei Mazowieckich, a stamtąd mnie pokierowano do informacji Intercity, w całkiem innym miejscu. Stanęłam sobie w długiej kolejce do informacji. Ze dwa razy spojrzałam sobie na rozkład jazdy i znalazłam pociąg do Siedlec, ale nie wiedziałam, czy mogę nim jechać na moim bilecie, ani czy dalej na wschód będę coś miała? Przede mną była dziewczyna, która miała ten sam problem co ja – jechała z Gdyni i zwiał jej kolejny pociąg. Chciała, żeby bilet był w jakiś sposób ‘przebity’, żeby można było jechać na nim Kolejami Mazowieckimi. Pani w okienku postawiła na odwrocie biletu jakąś pieczątkę, napisała nr pociągów, którym mamy jechać i który nam się opóźnił. Poszłam z nową koleżanką K. na peron i czekałyśmy na pociąg, który swoją drogą się spóźnił. W pociągu, wyglądającym jak nowy gdański tramwaj linii 11, tyle że żółto-zielony i bez kasowników, był kolejny cyrk. Okazało się, że nasze bilety nic nie znaczą, że ta pieczątka nie ma żadnej mocy prawnej i powinnyśmy dostać mandat. Koleżanka K. oburzyła się, no bo jak, dlaczego to my mamy płacić za to, że się jeden pociąg opóźnił i nie zdążyłyśmy na drugi, a pani w informacji nie znała się i zrobiła, coś co nie miało sensu? Konduktor westchnął, machnął ręką i powiedział, że nam daruje, bo idą święta. Uff! Ale tylko na chwilę – jedna z pasażerek ‘pocieszyła’ nas, że jak wejdzie Renoma, to nam już nie przepuści. Jechałyśmy z duszą na ramieniu. Na szczęście nie było już kontroli.
            W Siedlcach na dworcu pobiegłyśmy do toalety odświeżyć się. A potem biegałyśmy na zmianę miedzy kasami, informacją a wywieszką rozkładu PKSu. Najpierw ja wypytałam, potem K. w kasach o cenę biletu, a w informacji o godziny pociągów i o trasę. A w końcu poszłyśmy na PKS dowiedzieć się tam, czy są jakieś busy do BP. K. znalazła sobie bezpośredni autobus do siebie (jechała trochę dalej niż ja) i poszła się spotkać z siostrą, a ja wróciłam na pociąg, bo z dworca PKP mam bliżej do mamy niż z PKS. Kupiłam sobie bilet i poszłam na peron. Tam pogadałam z mamą przez telefon, zjadłam kanapkę i pokarmiłam gołębie (jeden kichał), zrobiłam kilka zdjęć, poczytałam książkę, pogrzałam się w słoneczku, posłuchałam muzyki z mp3 i w końcu przyjechał pociąg. Tym pociągiem dojechałam do Łukowa. Niestety zapomniałam zrobić zdjęcia dworcowi. Tam na peronie wdałam się w miłą pogawędkę z panią, która też jechała z Gdańska. Wyjechała cztery godziny później ode mnie (!) i tak się spotkałyśmy w Łukowie. Nasza pogawędka trwała aż do BP. Na miejscu byłam o 14h a nie o 9h, jak miało być z założenia.

                                                     Koleżanka Kinga. :) 
                                
                                                             Siedlecki dworzec PKP. 

                                                           Kichający gołąb. ;) 

            J. skwitowała wszystko tak – ona przez pięć lat jeździła z Gdańska do BP. niemal co 3 tygodnie i nie miała takich przygód, a ja jeżdżę raz do roku i coś takiego mi się przytrafia (!).
            Tak na marginesie – wszędzie miałam miejsce siedzące……

8 komentarzy:

  1. haha rozbawilas mnie tymi dywagacjami o popychaniu ludzi ;)

    a co do zajętości miejsc - ja uznaje że jak nikt nie siedzi to wolne i nie pytam tylko siadam ;)

    nieladnie bic ludzi :D

    a reakcja konduktora moze i na końcu wspaniałomyslna ale wkurzajaca bo przeciez nie z twojej winy byla ta sytuacja, w dodatku po co ten cyrk z przebitką jesli konduktor tego nie uznaje? powinny byc jakies normy i kto je ma znac jesli nie pani z informacji? :/
    mogla to ewentualnie byc samowolka konduktora ze za wszelka cene chcial tylko bilet aktualny a nie przebity.. pieczątka w koncu jest jakims poswiadczeniem :]

    Renoma to nazwisko czy co :> nie zajarzylam ;)

    pani która wyjechala pozniej mogla miec pociag IC :)

    a w ogole to slabe masz te baterie albo aparat strasznie prądożerny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Specjalnie pana nie skopałam. :P

    Renoma to taka firma, która sprawdza bilety i panowie potrafią być bardzo wredni, choć potrafią podziękować za okazanie biletu (przynajmniej ci gdańscy).

    Tak, pani jechała IC.

    Bateria jeszcze trzyma, więc nie jest tak źle. :) Poza tym nie pokazałam wszystkich zrobionych zdjęć. ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. tylko co renoma ma do konduktorów? myslalam ze tylko konduktorzy moga sprawdzac bilety.


    co do aparatu to wspomnialas ze bateria padla a to przeciez to czas podrózy byl wiec sie na dobre nie rozfotkowalas jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak kocham PKP (taie rodzinne zboczenie), tak Twoja historia ani trochę mnie nie zdziwiła. Niestety...
    Co lepsze - w piątek czeka mnie jakieś 9 godzin w pociągu i już się boję. COś mi się wydaje że nie będę miała Twojego szczęścia do miejsc siedzących (studenci zjeżdżają na weekend...) :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętaj o zasadzie krzesełka na korytarzu - jeśli pociąg ma siedzenia na korytarzu to szukając wolnego miejsca w przedziale wypatruj też siedzenia na korytarzu, zawsze to lepsze niż nic. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę pamiętać - nie uśmiecha mi się dziewięc godzin na stojąco. Choć korytarz to ostateczność - i tak trzeba milion razy wstawać by przepuszczać ludzi z toną bagażu :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Po takich przygodach to nie dziwię się, że jeździsz tą trasą raz na rok :)

    OdpowiedzUsuń