piątek, 15 kwietnia 2011

Dawno temu.....w pewne wakacje.....

Tym razem nie będzie zdjęcia, a pocztówka z wojaży, wysłana Mamie.


W wakacje w 1996 roku na wyjeździe miałam ze sobą aparat, ale jeszcze nie nabyłam nawyku robienia zdjęć wszystkiemu co się rusza i nie rusza. Zazwyczaj robiłam zdjęcia znajomym ludziom. A szkoda.
Latem w 1996 roku byłam między innymi w Chorwacji, w okolicach Puli, Zadaru, na wyspie Ugljan, w Parku Narodowym Jezior Plitwickich, Zagrzebiu
Wysłałyśmy z siostrą kartkę do Mamy. Siostra pisała: 'Serdeczne pozdrowienia z pierwszego tygodnia naszych jugosłowiańskich wakacji. Jest fajnie, mamy camping nad samym morzem, ostatnio świeci słońce po kilku dniach lania. A. (czyli ja) się boi wchodzić do morza.’ Mój dopisek: ‘Jest fajnie. Rozbiłam sobie kolano jak wychodziłam z morza.’ Nie miałam już miejsca, żeby dopisać, że wygrzebałam spod drzewa małego skorpiona, ale udało mi się go wepchnąć z powrotem do dziury i zakryć kamykiem, pod którym siedział. Kilka dni później napisałabym z Ugljanu: ‘Jest fajnie. Pokąsały mnie toksyczne komary i wyglądam jak Pyza po ospie (kto czytał Jeżycjadę, ten może się domysla). Skakałam przez murek i wystraszyłam się węża.’  Po drodze z Ugljanu do domu: ‘Jest fajnie. Byliśmy w Parku Narodowym, piłam z jeziora smaczną czystą wodę i podczas rozmowy połknęłam muchę.’ Pewnej nocy zatrzymaliśmy się w jakimś lesie. Mogłabym wtedy napisać: ‘Jest fajnie. Dostałam w nocy nagłej klaustrofobii i w panice wyleciałam z namiotu’. Co nie było łatwe, bo musiałam się wyplątać ze śpiwora.
            Oprócz popadania w tarapaty i unikania wody, obserwowałam inność tego kraju, który był ledwo po zakończonej wojnie. Obok domu, który był w budowie stały pozostałości po zrujnowanym wojną. Na Ugljanie weszłam po raz pierwszy do sklepu (wcześniej nie było potrzeby, albo ktoś inny robił zakupy za mnie). Pamiętam prawie puste półki, co było dla mnie inne – u nas wtedy wszystko było w sklepach. Ale pomimo pustawych półek siostra znalazła ukochane ciastka z dzieciństwa, których w Polsce nie było od lat. Cmentarz był inny – momentami nie było gdzie postawić nogi – przeciskałam się pomiędzy nagrobkami. A najfajniejsze ze wszystkiego były ‘stada’ świetlików, których w Polsce nie widziałam chyba nigdy. Jedne świeciły na żółto-zielonkawo, w innym miejscu na pomarańczowo. I góry nad morzem! Niesamowite zjawisko. Nadal się tym zachwycam. Pamiętam też pyszny chleb, który jadłyśmy z siostrą polewany oliwą. Nigdy potem nie jadłam tak smacznego chleba.
            Miło wspominam ten wyjazd. :)
            Chorwacja to piękny kraj i mili ludzie. Pojechałam tam, choć już w inne miejsce, 8 lat później. Nie miałam już takich przygód. ;)  Ale o tym napiszę może innym razem. :)

2 komentarze:

  1. Widac ze wyjazd udany - prawdziwe łono przyrody :) a Pyze znam :D
    i masz racje - grzech było nie robic zdjec ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Tia, i biję się w pierś za ten grzech. ;)

    OdpowiedzUsuń