czwartek, 27 czerwca 2013

Taka sobie gra odprężająca :)

Niedawno byłam w odwiedzinach u dwóch moich fajnych koleżanek. 
O. ma 10 lat, a M. 8. :)
Nie dałam się namówić na zabawę w 'wilkołaki i wampiry' (która polega na tym, że jestem mamą wilkołaczycą, M. jest moim synkiem wilkołakiem, a O. przybranym synem wilkołako-wampiurem, w którym w końcu do głosu dochodzi natura wampiura, robimy przy tym całe mnóstwo hałasu :D ). 
Ale dałam się namówić na grę w klocki/układankę JENGA. Byłyśmy ostrożne jak się dla, ale nie obyło się bez wygłupów i hałasu i gróźb - 'przyłożę stopę do twojego nosa, a zapewniam, ona śmierdzi'. ;)
A potem zagrałyśmy w 'Było sobie życie - pojedynek mistrzów' (gra). Z owej gry dowiedziałyśmy się, że uszy rosną całe życie. :D Tylko dlaczego starzy ludzie nie wyglądają jak Dumbo? :D

Najpierw wyciągnięte klocki zabierałyśmy dla siebie.


A potem układałyśmy na szczycie wierzy. 

środa, 26 czerwca 2013

Brzydkie kaczątka.....

Dzisiaj spotkałam też rodzinkę łabędzi. Już z daleka je zauważyłam, a one mnie (podpłynęły w te pędy, bo myślały pewnie, że mam jakieś jedzonko, a ja nie miałam pojęcia, że tam będą, więc nie miałam ze sobą żadnego ziarna [następnym razem wezmę niedojadki szczurasów - dużo w tym ziarna]). Gdy zobaczyły, że nic nie mam, to odpłynęły.
Przeszłam w inne miejsce, żeby zrobić zdjęcia z innego ujęcia, a one znowu podpłynęły.
A potem już w całkiem innym miejscu zobaczyły mnie na mostku i znowu podpłynęły.
Są tak leniwe, że żebrzą o jedzenie, czy z pokarmem jest tak krucho?













I coś mi się zadaje, że te łabędzie z Oliwy, o których mi ktoś powiedział przy okazji dzikich gęsi, to wcale nie miały być w Parku Oliwskim (w którym ich nie było), a tutaj - w Jelitkowie. 

Kaczuchy.....

Małe jest piękne!
Szczególnie, jeśli to małe jest dzieckiem i jest zwierzakiem. :)

Na początku czerwca spotkałam na spacerze mamę kaczuchę z maluchami,
ale takim nieco wyrośniętymi.:)





A dzisiaj spotkałam rodzinę z malutkimi maluchami.
Jak mnie zobaczyły z aparatem, to zwiały.
A ja za nimi. Tak pędziły i kuperkami kręciły, 
aż mi się nieco rozmazały i z kadru uciekły.
Nie miałam czasu, żeby zmienić opcje w aparacie,
żeby mi się nie rozmazały. ;)









Gęsi ponownie......

                 Pamiętacie dzikie gęsi, które spotkałam na spacerze pod koniec maja?
Kilka dni temu znowu je spotkałam.
Maluchy już trochę podrosły. :)






poniedziałek, 17 czerwca 2013

Stoi baba na kamieniu.....

Kiedyś, na podwórku,
na którym mieszkałam przez pierwsze 9 lat swojego życia,
pod brzozą stał kamień.


A my bawiliśmy się tak:
Jedno dziecko na nim stawało,
a reszta stała pod:
- Na czym stoisz?
- Na kamieniu.
- Co gotujesz?
-Piwo kwas.
- Łapaj babko nas!
I dziecko z kamienia zeskakiwało i łapało resztę. 

Obok kamienia było mnóstwo mniejszych kamieni, pod którymi chowały się stonogi. Nieraz po odkryciu kamienia je obserwowałam.
Któregoś razu ciotka sprzątała na podwórku i zabrała wszystkie kamyki, żeby było ładnie i schludnie.
Dobrze, że nie dała ruszyć kamienia, bo pewni już dawno by go nie było. ;)

Kiedyś kamień wydawał się naprawdę wielki. 

A potem zmalał:
I zmalał nie tylko dlatego, że ja urosłam.
Mama, która przecież widziała go dawno temu jako dorosła osoba, 
i której perspektywa nie zmieniała się, 
też stwierdziła, że kamień jakby mniejszy się zrobił. 

A brzóz przy których stał już też nie ma
. Najpierw została ścięta ta obok,
a pewnego dnia ta, pod którą stał. 
A teraz i kamienia nie ma. :(

Dobrze, że mam zdjęcia. Choć zdjęcie z dzieciństwa nie oddaje jego wyglądu, bo jest ucięte, ale fotograf (moja siostra) nie wiedział, że będę miała sentyment do kamienia. 


niedziela, 16 czerwca 2013

Truskawkowy sezon....;)

Kiedyś uwielbiałam truskawki. Szczególnie takie prosto z krzaczka, bez mycia. Gdy byłam mała to się niemi zajadałam. :) A mieliśmy ich troszkę w ogródku przez wiele, wiele lat. 
Pamiętam, gdy miałam 16lat pojechałam z siostrą i szwagrem na austriackie pole truskawek, gdzie płaciło się  tylko za to co się nazbierało do wiaderka i a za to co zjadło się na polu już nie. :) Bardzo mnie zdziwiła słomiana podściółka, żeby truskawki nie brudziły się od ziemi. ;) Co kraj to obyczaj. :D
Jednak teraz, albo truskawki nie takie, albo mi się smaki zmieniły (podobno co 7 lat się zmieniają), bo już aż tak ich nie lubię. Gdyby nie inicjatywa S.A. (kupuje je i przyrządza obiady lub po prostu myje, żeby zjeść 'na sucho'), to bym od lat ich nie jadła. Wolę czereśnie. :)



Wcale nie jem tych truskawek! Znalazłyśmy z siostrą największe truskawki i ona robiła mi zdjęcia. Nawet nie pamiętam czy po sesji zjadłyśmy je razem, czy ona sama je wszystkie wtrząchnęła. ;)

Wtedy też przegoniła mnie po całym podwórku i robiła zdjęcia. ;) 
To było całkiem miłe, szczególnie, że mam teraz fajne pamiątki z dzieciństwa. 
I nie chodzi mi tylko o mnie samą, ale też o to, jakie było wtedy moje otoczenie (teraz to podwórko bardzo się zmieniło). 

piątek, 14 czerwca 2013

Projekt Bliza....

A chodzi o latarnię morską, która po Kaszubsku to właśnie bliza.
W zeszłym roku, na przełomie sierpnia i września promem popłynęliśmy sobie z S.A. na  Hel. 
Drugiego dnia pobytu wynajęliśmy rowery i postanowiliśmy objechać miasteczko o jego okolicę.
Oczywiście punktem programu, obowiązkowym, było zwiedzenie wszystkiego co muzealne lub ciekawe do obejrzenia. I tak trafiliśmy do latarni morskiej (zdjęcia z Helu będą innym razem, bo nie mam pojęcia, gdzie je mam). A tam dowiedzieliśmy się o takiej akcji, gdzie po zakupie (za 5zł) paszportu (maleńka książeczka) trzeba zebrać pieczątki ze wszystkich latarni morskich w Polsce, gdzie kolejno w ciągu 2 lat należy zebrać ich pięć (w dowolnych latarniach udostępnionych do zwiedzania), wtedy można dostać brązową odznakę; potem mając odznakę brązową po odwiedzeniu pozostałych latarni można ubiegać się o odznakę srebrną; a mając odznakę srebrną po odwiedzeniu 3 latarni za granicą, można otrzymać odznakę złota. Oczywiście one nie są z owych metali. Szczegóły tutaj, jakby kogoś interesowało: bilza
Postanowiliśmy wziąć udział akcji/zabawie, żeby mieć motywację do ruszenia tyłków, gdzieś dalej niż pobliski park. ;) Poza tym, ciekawie jest oglądać latarnie morskie. :)
Zobaczymy czy uda nam się zdobyć choćby odznakę brązową, bo od wizyty na Helu dopiero 2 czerwca pojechaliśmy do najbliższej dla nas, tej w Nowym Porcie (dzielnica Gdańska, jakby ktoś nie wiedział), a w tej na Helu byliśmy 1 września. :] 


Kula czasu.
(Kiedyś podniesienie i spadek kuli w każde południe pozwalał kapitanom statków stojących na redzie portu na dokładne nastawianie ich chronometrów okrętowych, co z kolei było niezbędne do późniejszego dokładnego określania położenia statku (a dokładniej jego długości geograficznej) na otwartym morzu.)


Latarnia w swej okazałości.


Za latarnią schowało się słońce.

Westerplatte.

Westerplatte - małe przybliżenie.

Nowy Port.

Falowiec w Nowym Porcie.

PGE ARENA


Jakiś most, nie mam pojęcie, gdzie, tajemnica dla mnie. Ale się dowiem, kiedyś(!).

Przymorze.

Radar. :) Lubię radary, kojarzą mi się z Sea Patrol (:))

Tam gdzieś bardzo daleko chyba Niedźwiednik, ale ręców nie dam sobie uciąć. ;)

Wyjście na morze. 

Latarnia latarni. :)



W środku na samym szczycie. Już się tam nie wdrapałam, bo nie miałam siły (była godzina 14h z minutami, a ja jeszcze bez śniadania byłam).

:D