sobota, 7 grudnia 2013

Mikołajkowo.....

Czyli wczoraj.
Nie pisałam wczoraj, bo mnie gardło bolało
i nie miałam siły na jakąkolwiek umysłową twórczość. ;)
Robiłam za to inne fajne rzeczy. ;)
Zacznę od początku.
Wczoraj były mikołajki i można powiedzieć, że z przed wczoraj na wczoraj był też huragan.
Budzę się rano (5:14) i nachodzi mnie refleksja: przespaliśmy huragan. S.A. potwierdził zaspanym 'Nooo'.
Wyjrzałam przez okno zobaczyć jak się świat zmienił, te drzewa powyrywane z korzeniami.....
Wyjrzałam, patrzę. Tak świat się zmienił - jest biały! A drzewa stoją, jak stały.
Ślicznie to wyglądało, więc zrobiłam zdjęcie aparatem:
Zdjęcie nie oddaje tego, jak to na prawdę wyglądało. :/
No, a potem przypomniałam sobie, że są mikołajki. Cichcem wsadziłam w but S.A. opakowanie ptasiego mleczka, takiego fajnego, w białej czekoladzie. :)
A gdy już oboje się kręciliśmy po mieszkaniu, zobaczyłam kątem oka jak 'mikołaj' nerwowym rzutem bombarduje innym opakowaniem ptasiego mleczka mój but. ;)
Żeby nie było - tak się umawialiśmy, tylko ptasie mleczko.
Jednak, gdy zakładałam buty, okazało się, że jest tam też czekolada - limitowana edycja milki, na obrazku wyglądającej, jakby z kulek była. Znowu S.A. się wyłamał i coś dorzucił. A mi łyso. Ale odbiję sobie na Gwiazdkę, wtedy jemu będzie łyso. ;)
Ten dzień spędziłam ze Szkodunami chorymi i niemogącymi iść do przedszkola. 
Gdy do nich szłam było jeszcze ciemno (przed 7h), ale zarazem jasno dzięki śniegowi, doważyłam się więc iść skrótem, którym mam odwagę chodzić tylko za dnia, takiego jasnego. 
Jak tam było pięknie - wszędzie śnieg na ziemi, drzewa rosnące po obu stronach ścieżki obsypane śniegiem tworzyły swojego rodzaju tunel, a na końcu, gdzieś daleko świeciła lampa.
Żałowałam, że zapomniałam aparatu. Zrobiłam zdjęcie telefonem, które niestety jeszcze mniej niż aparat nie oddaje rzeczywistość:

A u Szkodunów, w moim kapciu (moje kapcie mają swoje miejsce :]) znalazłam od mikołaja kolejna czekoladę. :)
Za to ja, znaczy mikołaj, podrzuciłam im do butów słodko pachnące kule do kąpieli:
Cytryna dostała oczywiście różową - dziewczyńską, a Zbój zieloną - chłopcaską. ;)
I wiecie co? Choć to drobiazg, to bardziej ich cieszyły kule niż klocki lego, które znaleźli pod łóżkiem. 
(Które, notabene ja składałam, bo są jeszcze za mali do budowania wg instrukcji). 

A na koniec dnia, zamiast iść spać malowałam styropianowe bałwanki. Gdy je ukończę całkowicie, to się pochwalę. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz