czwartek, 23 maja 2013

Rytualne palenie....

Ale nie wdów ani ofiar. 
Palenie, rytualne, jakże, bukietu ślubnego i pamiętnika. Pamiętnik nie ślubny, a z czasów, gdy byłam nastolatką.
Jest taki zwyczaj/tradycja/zabobon (niepotrzebne skreślić), który/która/który (n.s.) mówi, że rok po ślubie trzeba bukiet ślubny spalić. A że w czasie ślubu miałam coś starego,  coś pożyczonego i coś niebieskiego, to postanowiłam iść w zaparte i bukiet spalić. Coby się stało zadość zwyczajowi/tradycji/zabobonowi (n.s.) stało.
Oczywiście w dniu pierwszej rocznicy nie pamiętałam o tym. Przez kolejne dni o tym nie pamiętałam. Ale też nie mam pojęcia, gdzie i jak tu w Gdańsku spokojnie spalić bukiet, aby nie podpalić czegoś jeszcze. W garnku na balkonie?
W każdym razie przypomniałam sobie o bukiecie dopiero, gdy pakowałam się przed wyjazdem do mamy. Spakowałam bukiet i pojechałam.
A tam wybrałyśmy się z J. na maminą działkę. Mama na działce miała stare metalowe wiadro. Gdy wychodziłyśmy z domu na odchodnym mama powiedziała, żebyśmy wzięły kawałek gazety na rozpałkę. Nie chciałam, bo po co, przecież bukiet jest suchy jak wiór. Ahaa! Okazało się, że nie tak łatwo jest podpalić bukiet. Zużyłam kilka zapałek, zanim wpadłyśmy na to, żeby jako podpałki użyć pamiętnika. Ale i on w całości nie chciał się palić, więc wyrywałyśmy z niego kartki. Niektóre fragmenty czytałyśmy i śmiałyśmy się z nich. ;) 
W końcu udało nam się wszystko spalić.
Dodatkową atrakcja były stada komarów, które nas obsiadały, choć wcześniej wypryskałyśmy się jakimś specyfikiem przeciwko tym gadom. Efekt był mizerny i żeby jakoś obronić się przed gadami, oczadzałyśmy się dymem z ledwo tlącego się bukietu. 

A pamiętnik chciałam spalić, bo..... nie pamiętam. Kiedyś sobie to postanowiłam. Jednak nie mam pojęcia co kompromitującego w nim było - nie przeczytałam przed spaleniem. A nawet gdybym to zrobiła, to pewnie i tak nie miałabym pojęcia, dlaczego kiedyś chciałam to zrobić.:)

Ususzony bukiet. :)

Rytualne wyciąganie zapałek z siatki. ;)

Pierwsza próba podpalenia. 

Bukiet nie chciał się palić, a ja wpadłam na pomysł, żeby zostawić sobie na pamiątkę wstążkę. :)

Ponownie włożyłam bukiet do wiadra.

Kolejna próba podpalenia.


Może lepiej będzie palić się z pamiętnikiem?

No to podpalamy. 

I znowu nic.

Podziałało z wyrwaniem kartek i podpalaniem ich.

O, jak ładnie płonie. :)

Bukiet prawie spalony.

Jeszcze kilka kartek z pamiętnika....

Oczadzanie, coby komary nie cięły. ;)

A tak wyglądał bukiet w dni ślubu. :)

A na koniec rytualne spożywanie ptasiego mleczka. W parku.


Szybko po paluszku i uciekamy. 
Gdy wchodziłyśmy do parku nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo. 
Ale gdy tylko usiadłyśmy na ławce, osiadły nas komary, gadziny paskudne. 

2 komentarze:

  1. gratulacje udanej akcji :)

    mam wyrwane kartki ze swojego pamietnika (na szczescie niedużo tego) i planuje też to spalic czy cos... ale chyba podrę i wywale do kosza :)
    tylko gdzie ja to wsadziłam?

    PS
    jestes pewna ze ten specyfik nie przyciągał komarów zamiast odstraszac? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Spal, fajna zabawa z tym. Takie to rytualne. :D A wiesz, że ja też musiałam wszystko u mamy przeszukać, żeby znaleźć, bo mama dała go w 'bezpieczne' miejsce? ;)

      PS No właśnie nie mam tej pewności, tak ładnie pachniał. :D

      Usuń