niedziela, 5 maja 2013

Gwiazdkowe szaleństwa......

Gwiazdka, chyba, 1990. Pierwszy raz w większym gronie. Zazwyczaj Wigilię obchodziliśmy w kameralnie - rodzice i moje rodzeństwo. Pewnego razu było inaczej. Nawet nie pamiętam dlaczego. Na Wigilii mieliśmy gości - wujka i ciocię i czwórkę rodzeństwa ciotecznego oraz wtedysiejszy chłopak mojej starszej siostry. Mało pamiętam z kolacji. Barszcz był potwornie ostry, bo gotował chłopak siostry - smakosz kuchni hinduskiej, ale na pocieszenie spalonych języków i gardeł zrobił gulabdżameny - przepyszne kulki z mleka w proszku w syropie z dzikiej róży. 
Co dziwne dla mnie, przed kolacją wujek odczytał fragment z Biblii o narodzinach Jezusa. Rodzice nigdy tak religijnie nie podchodzili to Bożego Narodzenia. To było dla mnie coś nowego.
Nie pamiętam prezentów. A pewnie powinnam. ;)
Ale pamiętam, że gdy pozwolono odejść nam od stołu, mam tu na myśli dzieciarnię - J., P. i mnie, poszliśmy sobie na klatkę schodową robić ludziom dowcipy. Dzwoniliśmy dzwonkiem komuś do drzwi, a potem niczym stado słoni zbiegaliśmy na dół. Raz J. nie udało się. Sąsiadka otworzyła drzwi, a J. grzecznie 'Przepraszam, światło zgasło, chciałam zapalić i pomyliłam się'. A my dławiliśmy się tłumionym śmiechem. :D 
A to zdjęcie z tego wieczoru: 
W tle P. (nie wiem co on tam robił)., potem ja i J. 

2 komentarze: