piątek, 3 czerwca 2011

Szczury, moja miłość......

           Kiedyś…..Szczur to zwierzątko laboratoryjne, czasami ludzie jednak go hodują, a inni ludzie brzydzą się szczurzych ogonów. A ja? A mnie mało interesowały te zwierzątka – ani lubiłam, ani nie lubiłam, ot, zjawisko w przyrodzie, o którym wiem, że istnieje. Aż pewnego dnia….
              
        Dziubas.
Pierwszym szczurem z jakim miałam do czynienia to była Dziubas, wtedy jeszcze bez imienia. Szczurzyca kolegi, który kupił sobie szczurka w sklepie, coby jego dwie kotki miały na co polować. Ale Iwa i Zgaga nie biegły za szczurem, a przed szczurem i tak trzeci nieplanowany zwierzak został u kolegi. Kiedy pierwszy raz wzięłam jeszcze młodą szczurzycę na ręce bałam się, że mi się zsika na dłonie w ilości podobnej do malutkiego kotka czy pieska. ;) To był maj lub czerwiec 2007r. We wrześniu tego samego roku, odwiedziłam kolegę i w końcu udało mu się mnie namówić (próbował niemal za każdym razem, gdy się widzieliśmy) na to, żebym przygarnęła Dziubasa. Nawiasem mówiąc, to ja nadałam jej to imię. Zabrałam ją z akwarium i przykrywką oraz tym co mi jeszcze dołożyli – jedzeniem i siankiem, i kawałkiem karuzeli do biegania, jaki został, gdy Dziubas rosnąc i nie mieszcząc się w nim, wygryzła plastikowe elementy. Cieszę się, że ją przygarnęłam. J Jej drugie imię to Bestia. Wszędobylska (potrafiła wejść niemal wszędzie), ciekawska, gryzoń i psuja. I do tego pasibrzuch. Nie lubiła być noszona na ramieniu. J
          
        Zygmunt        
Kolejny szczurek to był Zygmunt. Szczur wtedy nowo poznanej koleżanki B. Któregoś razu odwiedziłam ją na Jarmarku Dominikańskim, gdzie sprzedawała swoje wyroby z modeliny, pochwaliła się, że ma szczura w transporterku. To było lato 2007r. Spojrzałam, ale jakoś to mnie nie ruszyło, nic ciekawego. Potem jednak polubiłam Zygmunta. Był takim grzecznym, spokojnym szczurkiem. Gdy chodził po stole nie kradł jedzenia, co było dla mnie dziwne, bo Dziubas potrafiła mi wyrywać jedzenie z ust. Grzecznie siedział u mnie na kolanach. J. Jakoś nie było okazji, żeby Dziubas i Zygmunt się poznali.
             
        Czesio
Gdy Zygmunt odszedł u koleżanki B. pojawił się Czesio. Pamiętam jak przyszła z nim do mnie. Ucieszona, że znalazła szczurka o wyjątkowym ubarwieniu kawy z mlekiem. Tylko różowe oczka jej się nie podobały. Musiałam uważać, żeby Dziubas za bardzo się nie zbliżała do malucha. Nie wiedziałam jak zareaguje, a Czasio był jeszcze malutki. Ale gdy był już dorosły zalecała się do niego kiedy ją odwiedzał. ;) A Czesio nieśmiały był trochę i nie odpowiadał na zaloty. Jednak kiedy my byliśmy w odwiedzinach, Czesio jak najbardziej zainteresowany był koleżanką. Ale koleżanka była ciekawa nowego otoczenia i kota (Tosia) i miała gdzieś zaloty. ;)

Pixel
Kolega Czesia. Kupiony przez B. w hurtowni zoologicznej, miał być pokarmem dla węża, zabiedzony, chorowity. B. chciała uratować jednego ze szczurków. Pixela jest na zdjęciu zbiorowym – to ten na górze. J Chłopaki świetnie się dogadywali, czasami były jakieś zapasy dominacyjne, ale ogólnie żyli w zgodzie. Niestety Pixel wcześnie odszedł.
 Dziewuchy.
Któregoś razu u B. pomieszkiwały dwie malutkie szczurzyce jej koleżanki. Nie pamiętam ich imion. Byłam nimi zachwycona. Ale ja lubię malutkie szczurki, są takie zabawne. J Troszeczkę je widać na zdjęciu zbiorowym.

Łukasz 
Pojawił się u mnie kilka miesięcy po odejściu Dziubasa. Miał wtedy rok. Szczur z odzysku, jak ja to nazywam, szczurek dorosły, którego ktoś chciał oddać. Jest szczurem z laboratorium, którego polubiła jedna z pracownic i zabrała go domu, jednak z jakiegoś powodu chciała go oddać. Nie wiem czy były na nim przeprowadzana jakieś eksperymenty. Nasze pierwsze spotkanie było nieco krwawe – ugryzł mnie w palec (długo się goiło), ale i tak postanowiłam, że będzie mój. Teraz ma już 2 lata. Ma za sobą leczenie i operację oka. Do pewnego momentu ożywiał się na mój widok tylko, gdy chciał jeść (żarłoczek jakich mało). Teraz, gdy pojawiła się konkurencja jest zazdrosny i niemal na każdym kroku się do mnie garnie. J Jego drugie imię to Zbój, bo też potrafi coś zbroić. ;)

Andrzej.
Pojawił się u B. po odejściu Czesia. Pamiętam jak był malutki – byłam nim zachwycona. Gdy do nas przychodził, już jako dorosły szczuras, był grzeczniutki, a gdy my go odwiedziliśmy z Łukaszkiem był bardzo gościnny w stosunku do swojego szczurzego znajomego. Teraz ma rok. Kilka dni temu zamieszkał u mnie. Koleżanka niestety nie ma dla niego za dużo czasu, więc stwierdziliśmy, że u nas, gdzie zawsze jest ktoś w domu i jest drugi szczur do towarzystwa nie będzie mu smutno.
 Na razie chłopaki mieszkają w oddzielnych klatkach. Wypuszczam ich czasami razem, ale najczęściej oddzielnie, bo walczą o dominację i jedna taka walka skończyła się Dla Łukaszka krwią i fruwającą sierścią.
Zawsze, gdy odwiedzałam B. musiałam obowiązkowo przywitać się ze szczurami i wziąć je na ręce i wyściskać. To nic, że w domu mam swojego. ;) Teraz gdy będę u niej, więcej będę gadała z Karolem (papug). ;)

4 komentarze:

  1. Łukasz najlepiej wyszedl na zdjeciu :)


    ale powiem ze nie podoba mi sie postawa pierwszego własciciela Dziubasa bo potraktowal ja jak kocia zabawke ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też się nie podoba takie zachowanie. Dobrze, że nie wyrzucił Dziubasa na śmietnik. Zimą lub jesienią, nie pamiętam, kupił rybki, żeby koty sobie łowiły, to teraz rybki (maleńkie) mieszkają w słoiku, mają tam jakąś roślinę, a koty tylko piją wodę z tego słoika. :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie okrutne podejście właściciela kotów...
    Jak widać jeden szczur prowadzi do kolejnego :) Teraz bez szczura nie będzie się dało żyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łukaszka i Andiego już nie ma. Na razie jestem bez szczurka, bo nie mam warunków, ale jak tylko warunki będą to pojawi się u mnie szczurek. :)

    OdpowiedzUsuń