Tydzień temu przyjechała do Polski moja bardzo dobra koleżanka z USA.
S. mieszkała przez 1,5 roku w Polsce i bardzo ładnie mówi po polsku (od samego początku, nawet wtedy, gdy miała jeszcze ubogie słownictwo, to co umiała mówiła bardzo ładnie).
Niestety po 1,5 roku musiała wrócić do domu.
Jednak ku mojej radości (radości naszych wspólnych znajomych) S. przyjechała w odwiedziny wraz ze swoją rodziną.
Wyszliśmy całą bandą po nich na dworzec PKP.
K. zrobiła dla nich transparent, niemal taki, jak się robi, gdy się czeka na kogoś nieznajomego na lotnisku. ;)
Stałyśmy tak obie przy wejściu na peron i usiłowałyśmy dojrzeć ich w pociągu.
Pociąg jedzie, wagony nas mijają, a mi ich nie widzimy.
Na tyle na ile udało nam się zobaczyć wysiadających, przy końcu pociągu ich nie było.
A stwierdziła, że pewnie są na początki gdzieś.
A ja na to: Pewnie na końcu, tylko drzwi im się zacięły. ;)
Byli w pierwszym wagonie. ;)
A to K.
Nie chce się twarzowo ujawniać, więc zastosowałam technikę kamuflażu fotoszopowego. ;)
Były uściski, zły wzruszenia, seria zdjęć z kilku aparatów. ;)
A potem grill. :)
Czekając na żarcie były gry na telefonie.
I inne wygłupy. ;)
Żarcie było smaczne,
choć tu na zdjęciach jest jeszcze niedorobione. ;)
A tu powoli siadamy do jedzenia. :)
(Każdy kto miał aparat był robił zdjęcia :] )
Najmłodsza Szarańcza znalazła Barany i jechała im na oklep. ;)
Umilanie sobie jazdy autobusem:
'.....riki tyki sprzedajemy narkotyki....' ;)
Dla rozruszania się poszliśmy na Jarmark Dominikański. :)
A następnego dnia rodzina S. przygotowała wszystkim krewnym i znajomym królika ucztę:
ormiańskie jedzenie, gdyż tata S. jest a Armenii.
Zdjęć jedzenia nie zrobiłam. :D
Taki sobie potworek. ;)
Tak się bawili najmłodsi i ja. ;)
Szarańcz na Baranie. ;)
Dwie Szarańcze na Baranie. :)
A. Sprząta po imprezie.
My towarzystwo totalnie abstynenckie.
Tekturki dowlekli nieświadomi Amerykanie z jakiegoś sklepu, w którym robili zakupy. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz