Tydzień temu wybralim się całom kupom w pewne miejsce na bursztynów poszukiwanie.
Wypryskalim się środkiem na komary i kleszcze.
Szli mi i szli prowadzeni przez koleżankę A.
Co po niektórzy zostali prawie na wstępie użarci przez jakiegoś wrednego gada:
Niektórzy nie pożarli się prawie ze sobą na wzajem.;)
W pewnym momencie młodsza część towarzystwa i ja znalazła na ścieżce kilka bursztynów, ale A. poganiała, że zna lepsze miejsce.
No to poszlim dalej.
Doszlim do tego miejsca, a ono zarośnięte mchem. :]
Wtedy zobaczylim jelonka:
Nie udało się zrobić mu fajnych zdjęć, bo albo się ruszał, albo chował za drzewami.
A potem trafilim na maliny:
No to sobie pojedlim i zrobilim popas:
A potem znowu szlim i szlim trochę się cofając i napotykając dziką zwierzynę na ścieżkach:
Wrócilim do miejsca, gdzie na drodze znależlim bursztyny. T. znalazł miejsce z boku drogi bogate w bursztynowy drobiazg. Część z nas została i zbierała:
A część sobie poszła.
A potem lub przedtem zobaczylim węża:
A prawie na koniec lub nie (moja pamięć tego nie ogarnia), siadła sobie na mnie ważka i sobie siedziała i siedziała:
A na koniec, już na pewno na koniec, jakiś dziki pają usiadł sobie na moich włosach. Byłam dzielna i poczekałam aż A. porobi nam zdjęcia. ;)
Fajnie było. :)
Przyszliśta, zobczyliśta, napisaliśta.
OdpowiedzUsuńMy przeczytalim i pozdrawiamy.
Tak, można by tak to podsumować. ;)
Usuń