środa, 28 sierpnia 2013

Muzeum zabawek

Już kiedyś o tym tu pisałam. 
Na Piwnej w Gdańsku jest muzeum zabawek.
Poszliśmy tam dzisiaj z S.A.
Niestety zdjęcia można robić po opłacie 25zł i tylko 10sztuk, więc nie mam zdjęć
Pierwsza rzecz, która mi się rzuciła w oczy, to historyjki z gumy Donald. Było ich sporo, choć niektóre się powtarzały. Znalazłam takie, które na pewno trafiły w moje ręce w dzieciństwie. :)
Kolejna gablotka, która mnie zainteresowała to temperówki. Jedną z nich miałam. Taka okrągła z czerwonym przezroczystym wieczkiem. Właściwie to chyba należała do mojej siostry. Oraz taką na żyletkę w kształcie płaskiej gitary. Ta na pewno należała do mojej siostry. Starszej.
Zdjęcie znalezione w necie.

W zasadzie nie było za dużo zabawek, które bym pamiętała ze swojego dzieciństwa.
Były plastikowe miśki i to sporo.
Były wrotki, w których można było regulować do długości stopy. (miałam)
Kręgle.(miałam)
Malutkie laleczki. (miałam)
Drewniane mebelki z aksamitnym obiciem krzeseł i łóżka (mój brat cioteczny miał, 
choć on oddziedziczył po swoich 10 lat starszych siostrach)
Drewniana huśtawka. (miałam)
Samochód skarbonka. (miałam)
Plastikowa żaba. (miałam)
Jeż na długopisy i ołówki. (miałam)
Pchełki. (miałam).
Różne gry. (nie wszystkie miałam)
Mały majsterkowicz. (nie miałam, ale miało moje rodzeństwo cioteczne)
Różne pociągi. (nie miałam)
Miski. (nie było żadnego jakiego miałam).
Dużo by wymieniać. Trzeba samemu to zobaczyć.
Gdy chodziłam i oglądałam eksponaty usłyszałam, jak w przedsionku mama rozmawia ze swoim dzieckiem i pyta, czy chce taki kalejdoskop. Kiedy już wszystko obejrzałam i wyszłam do przedsionka rozejrzałam się, że w gablotach na sprzedaż mają nie tylko figurki z postaciami z bajek, ale też kalejdoskopy. Sprawdziłam jakie są i okazało się, że choć z zewnątrz bardziej kolorowe niż miałam w dzieciństwie, to w środku jest dokładnie właśnie taki (!). Kupiłam.
I zrobiłam kilka zdjęć:





I pamiątkowy magnesik. :)
(O magnesikach będzie kiedyś oddzielny temat :) )




niedziela, 25 sierpnia 2013

Miłe dowiedziny....:)

Tydzień temu przyjechała do Polski moja bardzo dobra koleżanka z USA.
S. mieszkała przez 1,5 roku w Polsce i bardzo ładnie mówi po polsku (od samego początku, nawet wtedy, gdy miała jeszcze ubogie słownictwo, to co umiała mówiła bardzo ładnie). 
Niestety po 1,5 roku musiała wrócić do domu.
Jednak ku mojej radości (radości naszych wspólnych znajomych) S. przyjechała w odwiedziny wraz ze swoją rodziną. 
Wyszliśmy całą bandą po nich na dworzec PKP.
K. zrobiła dla nich transparent, niemal taki, jak się robi, gdy się czeka na kogoś nieznajomego na lotnisku. ;)
Stałyśmy tak obie przy wejściu na peron i usiłowałyśmy dojrzeć ich w pociągu. 
Pociąg jedzie, wagony nas mijają, a mi ich nie widzimy. 
Na tyle na ile udało nam się zobaczyć wysiadających, przy końcu pociągu ich nie było.
A stwierdziła, że pewnie są na początki gdzieś.
A ja na to: Pewnie na końcu, tylko drzwi im się zacięły. ;)
Byli w pierwszym wagonie. ;)
A to K.
Nie chce się twarzowo ujawniać, więc zastosowałam technikę kamuflażu fotoszopowego. ;)

Były uściski, zły wzruszenia, seria zdjęć z kilku aparatów. ;)

A potem grill. :)

Czekając na żarcie były gry na telefonie.
I inne wygłupy. ;)


Żarcie było smaczne,
choć tu na zdjęciach jest jeszcze niedorobione. ;)

A tu powoli siadamy do jedzenia. :)
(Każdy kto miał aparat był robił zdjęcia :] )

Najmłodsza Szarańcza znalazła Barany i jechała im na oklep. ;)

Umilanie sobie jazdy autobusem:
'.....riki tyki sprzedajemy narkotyki....' ;)

Dla rozruszania się poszliśmy na Jarmark Dominikański. :)

A następnego dnia rodzina S. przygotowała wszystkim krewnym i znajomym królika ucztę: 
ormiańskie jedzenie, gdyż tata S. jest a Armenii. 
Zdjęć jedzenia nie zrobiłam. :D

Taki sobie potworek. ;)

Tak się bawili najmłodsi i ja. ;)

Szarańcz na Baranie. ;)

Dwie Szarańcze na Baranie. :)

A. Sprząta po imprezie.
My towarzystwo totalnie abstynenckie. 
Tekturki dowlekli nieświadomi Amerykanie z jakiegoś sklepu, w którym robili zakupy. ;) 






Tańcząca fontanna jeszcze raz....

A. podesłała mi kilka zdjęć ze swojego telefonu. :)

Choć była dalej niż ja (bo ja się nieco przepchnęłam do przodu) i wielgachny krzaczor jej zasłaniał, 
to jej fontanna zdecydowanie lepiej wygląda. 

A to krótki filmik, ale nie wiem czy będzie coś widać, 
bo nigdy nie umieszczałam na blogu filmu. 

A to kolorowy wodospad.
Co prawda rozmazany, 
ale za to kolory bardzo ładne. :)

Tańcząca fontanna.....

Przez trzy dni w Parku Oliwskim był wieczorem pokaz kolorowej tańczącej do muzyki Mozarta fontanny.
Zdjęcie zrobione jakiś czas temu, plakatowi na ogrodzeniu parku.

Niestety, spóźniliśmy się 5 minut, ludzi była kupa. 
Nieco dopchałam się do przodu, ale reszta została z tyłu.
Szybko się skończyło. Trwało chyba z 15minut. 
Niestety zdjęcie fontanny wyszło byle jak:

Trochę mi to przypomina zorzę polarną (widziałam tylko na zdjęciach)

A potem stanęliśmy sobie pod latarnią na drzewie. Zieloną latarnią:
Bo ja to mówią: pod latarnią zawsze najciemniej. ;)

Następnie przeszliśmy się po parku.
 Na ziemi były rozłożone w niektórych miejscach kolorowe lampy: 

T.

A.J.

Zielona Wiedźma. :)

Zielony strachliwy Troll. ;)


Niebieskie potworki. ;)

Wodospad też był podświetlany.
Niestety, mój aparat zniekształcał kolory. Różowy nie wyglądał tak ładnie, jak w rzeczywistości.

Mina zadowolonego z psoty kota. ;)

Mały myśliciel. ;)

Tu już niewystraszony czerwony Troll. ;)

Tu A.J. usiadła sobie na samym brzeżku, a ja dostawałam zawału, jak na nią patrzyłam. ;)

Było fajnie, ale pokaz był zdecydowanie za krótki. 






środa, 14 sierpnia 2013

Tęcza nad moim domem.......

Zazwyczaj mam ze sobą aparat. Wszędzie go ze sobą noszę.
Ale dzisiaj nie miałam, bo rozładował się wczoraj i zapomniałam przez noc podłączyć go do ładowarki. Zrobiłam to dopiero dzisiaj rano.
A przez cały dzień to padało, to wychodziła słońce. 
A ja miałam nadzieję, że nigdzie nie będzie tęczy, bo się normalnie pochlastam.
No i proszę, przez cały dzień pusto.
Aż wracam po 19h do domu, wjeżdżam na osiedle, a tu nad osiedlem tęcza!
Ale jaka! Cała, nie jakiś tam kawałek! I to podwójna!
Wpadłam do domu, złapałam za aparat.
Najpierw zrobiłam zdjęcia z okna sypialni:



A potem wyszłam przed blok:




A potem poszłam na zakupy i tęcza jeszcze była i zrobiłam kilka zdjęć, 
pokażę je innym razem. :)

piątek, 9 sierpnia 2013

Bursztynobranie......

Tydzień temu wybralim się całom kupom w pewne miejsce na bursztynów poszukiwanie.
Wypryskalim się środkiem na komary i kleszcze.
Szli mi i szli prowadzeni przez koleżankę A.
Co po niektórzy zostali prawie na wstępie użarci przez jakiegoś wrednego gada: 

 Niektórzy nie pożarli się prawie ze sobą na wzajem.;)
W pewnym momencie młodsza część towarzystwa i ja znalazła na ścieżce kilka bursztynów, ale A. poganiała, że zna lepsze miejsce.
No to poszlim dalej. 
Doszlim do tego miejsca, a ono zarośnięte mchem. :]
Wtedy zobaczylim jelonka:


Nie udało się zrobić mu fajnych zdjęć, bo albo się ruszał, albo chował za drzewami.

A potem trafilim na maliny:




No to sobie pojedlim i zrobilim popas:


A potem znowu szlim i szlim trochę się cofając i napotykając dziką zwierzynę na ścieżkach:


Wrócilim do miejsca, gdzie na drodze znależlim bursztyny. T. znalazł miejsce z boku drogi bogate w bursztynowy drobiazg. Część z nas została i zbierała:


A część sobie poszła.
A potem lub przedtem zobaczylim węża:

A prawie na koniec lub nie (moja pamięć tego nie ogarnia), siadła sobie na mnie ważka i sobie siedziała i siedziała:

A na koniec, już na pewno na koniec, jakiś dziki pają usiadł sobie na moich włosach. Byłam dzielna i poczekałam aż A. porobi nam zdjęcia. ;)


Fajnie było. :)